Tyle łez dziś wylałam. Oto dzień pełen wzruszeń. Patrzę na moje dzieci. Takie niezwykłe. Takie cudowne. Takie nieznośne. Takie delikatne. Takie krnąbrne. Takie kochające. Nigdy nie mogłabym sobie ich nawet wyśnić. Każdego dnia je odkrywam. Są jak nieznany ląd, przez który przedzieram się, by ze szczytu najwyższej góry móc spojrzeć i pojąć, że nigdzie na świecie nie ma piękniejszego widoku.
I chyba tym właśnie jest dla mnie macierzyństwo. Na co dzień to po prostu wspinaczka wysokogórska. I jeszcze na dodatek co chwila noga może się omsknąć na nierównej skale. Lawiny też nie są rzadkością. Tyle razy już oberwałam w głowę kamieniem, że zgubiłam rachubę. Ręce mam całe poranione. Jestem zmęczona i co chwila próbuję znaleźć jakąś ciemną jaskinię – norę niemalże – by zdobyć chwilę wytchnienia. Czasem dopada mnie lodowaty wiatr, który wyje, że nigdy nie dojdę na szczyt. Że w końcu kiedyś spadnę. A ta góra będzie istnieć też beze mnie.
Ale są takie momenty gdy dochodzę na szczyt. Bo po wielokroć wspinam się na tę górę. I za każdym razem gdy jestem na szczycie, zapiera mi dech w piersiach. To jest najbardziej niezwykłe i najpiękniejsze miejsce na ziemi.
Chciałabym, żeby wszystkie chwile były jak te, które spędzam na szczycie. Chciałabym aby każda sekunda była czystym zachwytem. A jednak chyba wtedy bym się zmęczyła. Widok ze szczytu jest tym piękniejszy, im trudniej jest go zdobyć.
Moje dzieci. Moje. Choć przecież zupełnie nie moje. Są moje, a jednak do mnie nie należą. Są ludźmi tak całkowicie i bez reszty jak ja. Należą do Ciebie, Panie i w Tobie mają swoje życie. Mają już swoje powołanie, które może jest o wiele większe od mojego. A jednak jak kruchutkie naczynia, które wypełniasz Sobą, są teraz w moich rękach. I kiedy je przytulam, to Ciebie biorę w ramiona. Ich życie jest tak całkowicie niezależne ode mnie, a przecież w moje ręce złożone.
Dlaczego? Jak to możliwe? Każde dziecko to dusza, która istnieć będzie wiecznie. Ku zbawieniu czy potępieniu. Jedna chwila poczęcia, w której mamy udział, a Ty stwarzasz duszę na wieczność. Istnienie, którego nic nie będzie w stanie zniszczyć. Od tej jednej, krótkiej chwili, to życie będzie wiecznie, czy ja tego chcę czy nie. Ogrom tego przerasta mnie.
Tak trudno mi pojąć macierzyństwo. Nie rozumiem jak to możliwe, że pod moją opieką złożone są dary tak drogocenne. Tak wieczne.