wybieram nóż
stal odbija
wykrzywioną twarz
błazna
ostrze czasu
wbijam w skórę
pomarańczy
rozcinam na części
soczysta krew cieknie
po dłoniach
i tylko mrowie na powierzchni
niewidoczne obnażonym
spojrzeniem
ogołoconym
ze złudzeń i metafor
krzyczy wrzeszczy wyje
czekając na dies ire
chciwie połykam pomarańczę
konsumuję