Ten moment, gdy istnienie osiąga swoją pełnię,
gdy ja jestem, cała tutaj, w tej jednej chwili,
w smaku soczystego pomidora zerwanego prosto z krzaka,
w iskrze olśnienia, gdy wszystko staje się jasne,
w przelotnym uścisku naszych dłoni gdy brak czasu na słowa.
Przeżyć życie do końca to nie znaczy długo. To przeżyć
choćby jedną chwilę na wskroś, w całkowitym
zanurzeniu w czasie, gdy byt nie ma dna, ale
rozciąga się we wszechwymiarach, przekraczając
siebie. I wtedy móc powiedzieć: jestem.
Ten moment ukryty jest w każdym czasie, wystarczy
uchwycić go, zakotwiczyć w sobie, by istniał już
na zawsze. Poza czasem. We mnie.