Modlitwa matki

Ktoś poprosił mnie o napisanie tekstu na temat modlitwy matki… sama modlitwa to temat rzeka, jak więc jeszcze wyłuskać z niego to, co specyficzne dla modlącej się matki? Może po prostu opiszę, co sama przeżywam teraz na modlitwie?

A jest to dla mnie żywy temat, gdyż ostatnio intensywnie przeżywam swoją wewnętrzną niemoc, czy nawet powiedziałabym – pustkę. Bycie mamą szóstki dzieci bywa niejednokrotnie wyczerpujące, ale chyba najtrudniejsze jest to, że z każdym dniem odkrywam swoją niewystarczalność w kwestii dbania o dzieci. Nie dla każdego jestem w stanie codziennie znaleźć czas, nie o każde z dzieci umiem zadbać w takim stopniu jak w moim (sic!) przekonaniu tego potrzebuje. Z wielu planów nieraz musimy rezygnować, wiele marzeń odkładać na później. I jest we mnie wielka pokusa, żeby to wszystko w pewnym sensie zrzucić na Pana Boga; uprosić Go, aby On zadbał o wszystko, skoro moje wysiłki są niewystarczające. I niejednokrotnie On rzeczywiście nie tyle wysłuchuje moje modlitwy, co niemal je uprzedza – jak wtedy gdy pewnego razu rozpaczałam, że córeczka mimo swego wieku wciąż nie mówi, a ja nie mam już czasu ani zasobów, żeby chodzić na terapię logopedyczną. I pamiętam wciąż doskonale, jak kilka dni później – w niedzielę po Mszy św. podeszła do nas starsza pani, która zaczęła od tego, że chciała wyrazić swój podziw, że jesteśmy taką piękną rodziną i z tyloma dziećmi radzimy sobie w kościele, a na koniec dodała, że jest psychologiem dziecięcym i logopedą i jakbyśmy kiedyś potrzebowali pomocy, to ona nam na wszelki wypadek poda do siebie numer. To są takie piękne momenty, kiedy odkrywam w codziennym życiu taką czułość i troskę Pana, który uprzedza wszelkie moje potrzeby, niejednokrotnie nawet zanim ja sformułuję je w modlitwie. I niewątpliwie w życiu matki modlitwa za dzieci – za ich potrzeby, problemy, a przede wszystkim za ich wzrost w wierze jest czymś dobrym i ważnym, a jednak szczególnie ostatnio odkrywam, że jest coś jeszcze, coś o wiele głębszego, z czym Bóg pragnie bym do Niego przyszła.

On chce abym przyszła do niego pusta. Bym przyszła do Niego nie tylko ze swoją niemocą i słabością w zadbaniu o miliony codziennych potrzeb, ale bym już wreszcie doszła do granicy, za którą nie ma już trosk ani zmartwień, tam, gdzie jest tylko ciemność – ciemność zagubienia, a czasem może nawet rozpaczy. Gdzie już przestaję wiedzieć co i jak, jakie są czyje potrzeby, problemy, zmartwienia. Bo tam gdzie one są, tam wciąż jest moja potrzeba kontroli, trzymania steru; tam wciąż to ja – jedna, omnipotentna matka moich dzieci – wiem, czego im potrzeba; wiem, o co powinnam zadbać, co zrobić. Bóg chce, abym doszła do granicy, gdzie już się nareszcie poddam i powiem, że już nie mam siły; że już nie chcę o wszystko dbać i wszystkiego kontrolować.

I teraz gdy moja modlitwa coraz bardziej staje się właśnie tym – poddaniem się, w którym nie ma już miliona potrzeb, a jest nieraz tylko i wyłącznie moja bezradność i rezygnacja; właśnie teraz odkrywam jak bardzo On przychodzi do mnie i nareszcie przemienia nie to, co zewnętrzne – nie zawsze załatwia mi może od ręki darmowego logopedę; ale przychodzi do mojego wnętrza i przemienia mnie i moją miłość ku dzieciom. Bo gdy nagle zrezygnowałam z tego wszystkiego, co zdawało mi się tak ważne dla moich dzieci, to nagle odkryłam jak moje serce jest o wiele bardziej otwarte na to jakie moje dzieci po prostu są; jak Bóg napełnia mnie miłością – nie tą wielką, dokonującą wielkich poświęceń – ale taką codzienną, w której najważniejszy jest uśmiech, przytulenie, spojrzenie głęboko w oczy i gdzie najważniejsze nie są troski o przyszłość, o potrzeby, plany i marzenia, ale nasze wspólne dzisiaj, gdzie liczy się tylko to, jacy jesteśmy teraz, z naszymi wszystkimi ułomnościami, problemami, może nawet chorobami. Taka modlitwa – modlitwa pustki, bezradności – przemienia mnie jako matkę, leczy moje serce, dając mi nie tylko nowe, kochające spojrzenie na moje dzieci, ale także napełnia mnie codzienną radością i siłą, bo wszystkie troski tracą nagle na znaczeniu. Wystarczy, że jestem.

Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy. Mt 6,34

Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. J 16,20

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s