Dzieci a Boże Narodzenie

Już zaraz, za chwilę, nadejdzie Boże Narodzenie. Święto narodzin Boga, który dla nas stał się dzieckiem.

Tak, oczywiście, Człowiekiem. Stał się człowiekiem. Ale na początku odwieczne Słowo było po prostu dzieckiem.

Boże Narodzenie jest zatem w tajemniczy sposób świętem dzieciństwa – wszach zapewne wiele z nas w swych wspomnieniach z dzieciństwa przechowuje to jedno szczególne: niepowtarzalną atmosferę Bożego Narodzenia.

Ja także bym chciała, aby moje dzieci zapamiętały Boże Narodzenie jako coś niezwykłego. Jako kwintesencję ich dzieciństwa. Przygotowujemy się do Świąt, uczymy się kolęd, pieczemy pierniki, w sekrecie kupiliśmy już prezenty.

A jednak jest coś co chciałabym dać moim dzieciom stokroć bardziej niż najwspanialsze prezenty. Bardziej nawet niż ciepłą i radosną atmosferę. To jest coś, co jest największym darem jaki ja jako matka mogę dać swoim dzieciom.

Co ja mogę im dać? Chcę je wychować, chcę im dać wykształcenie, chcę im dać poczucie, że są kochane i zawsze akceptowane takimi jakimi są. Chcę im pozwolić odkryć ich talenty i je móc zrealizować. Chcę zaszczepić w nich pasje. Chcę dać im szanse rozwoju tych pasji. Chcę aby umiały samodzielnie iść przez życie. Chcę aby zawsze miały wsparcie.

Ale bardziej niż to wszystko pragnę, aby spotkały Ciebie, Panie. Pragnę je do Ciebie przyprowadzić. Pragnę dać im szansę, by spotkały Ciebie i by to spotkanie mogło je przemienić.

Głęboko w sercu jestem przekonana, że w wychowaniu nie ma rzeczy ważniejszej niż przekazanie wiary. I nie chodzi mi o nauczenie praktyk religijnych czy przekazanie tradycji samej w sobie. Chodzi mi o przekazanie wiary, która wynika ze Spotkania. Z doświadczenia Boga, które przekracza nasze rozumienie. Tradycja czy praktyki się w tym oczywiście mieszczą, co więcej one – jeżeli wypełnione miłością do Boga – do takiego Spotkania jak najbardziej prowadzą.

Pragnę aby życie moich dzieci było wypełnione Sensem. Aby wiedziały dlaczego i po co istnieją. Aby zawsze wiedziały, że mają dla Kogo żyć. I że mają dla Kogo umierać. Że jest Ktoś większy od nich. Ktoś większy od wszystkich naszych pojęć, wszystkich naszych marzeń. Ktoś, kto te marzenia potrafi wypełniać bez granic.

Pragnę aby moje dzieci spotkały Chrystusa. Żyjącego. Tu i teraz.

Pragnę Panie, abyś przyszedł do nich, tak jak przyszedłeś do mnie. Abyś przeniknął ich serca Swą miłością, tak jak raniłeś moje serce.

Od Ciebie wiem, że tylko ze zranionego miłością serca płynie Życie. I dlatego wiem, że tylko z mojego zranionego serca może wypłynąć miłość, która pozwoli moim dzieciom spotkać Ciebie już dziś.

Nie przekażę moim dzieciom wiary jeżeli im nie ukażę swojego serca. Jeżeli im nie ukażę tego, jak wielką miłością obdarzyłeś najpierw mnie i jak bardzo ja Cię kocham.

A jednak to wcale nie jest łatwe. Tylko świadectwo wiary rodziców jest paliwem, które może rozpalić ogień wiary dzieci.

Owszem, dorośli mogą przyjąć wiarę, której nie przekazali im ich rodzice, ale jeżeli tak się stanie, to i tak tylko dlatego, że doświadczyli mocy świadectwa innych ludzi. Niektórzy rodzice zostawiają dzieciom wybór wiary, ale to jest bardzo złudne. Jeżeli mają wybrać wiarę, to wybiorą tę, z której najbardziej przekonującym świadectwem się zetkną. Nie da się obiektywnie wybrać wiary. Jeżeli ja nie przekażę mojemu dziecku wiary, to mogę tylko liczyć na łut szczęścia, że nie zetknie się z kimś, kto w bardzo przekonujący sposób zaświadczy o tym, że jakaś sekta jest wspaniała. Droga do wiary jest wybrukowana ludzkim świadectwem. Ale tylko w chrześcijaństwie cel tej drogi jest bardzo konkretny. Tu i teraz, dziś, możesz spotkać Żywego Boga. Wiele osób sądzi, że chrześcijaństwo, jak i inne religie, obiecuje tylko zbawienie wieczne, niemal jak gruszki na wierzbie. Ale to nie tak. Chrześcijaństwo proponuje coś bardziej realnego niż klawiatura, której w tej chwili dotykam. Proponuje, że już teraz, w tej chwili, możesz doświadczyć nieba. Bóg – ale nie jakiś „bóg” – Jezus Chrystus jest tu i teraz. Ale tego nie da się zrozumieć, jeżeli się tego nie doświadczyło. Nie da się też nikomu tego wytłumaczyć. Mogę tylko zaświadczyć o tym, że spotkałam Żyjącego i to spotkanie mnie przemieniło.

Dlatego pragnę, aby moje dzieci widziały ranę mojego serca. Żeby widziały, że ona cały czas krwawi. Żeby widziały, że żyję wiarą, że wciąż żyję Spotkaniem, że żyję Miłością, która nie pochodzi ode mnie. Żeby moja wiara była drogą, na której spotkają Ciebie.

PS. A dlaczego o tym piszę właśnie teraz, gdy Boże Narodzenie jest tuż tuż? Bo dzieci mają szczególny dar wyczuwania obecności Dziecka. Tego Jedynego Dziecka. I myślę, że właśnie dlatego Boże Narodzenie jest zapisane w pamięci niemal każdego z nas jako coś szczególnego, jako niepowtarzalne chwile dzieciństwa. Bo Dziecko przychodzi wtedy zwłaszcza do dzieci i dotyk tego Spotkania nie da się zatrzeć w pamięci – on opromienia wszystko inne i dlatego te chwile są przez nas dorosłych wspominane jako coś niezwykłego. Wspomnienia Bożego Narodzenia z dzieciństwa naprawdę są przedsmakiem Nieba, do którego możemy wracać zawsze, nawet wtedy gdy to Niebo wydaje się być odległe i nierealne. Chyba warto abyśmy my wszyscy wrócili do tych wspomnień, bo w nich jest ukryte to, co najcenniejsze w życiu. Doświadczenie Żywego Boga.

Dodaj komentarz